Tam, skąd przybyli, nie są anonimowi. Ale „wielki świat” o nich nie słyszał lub udaje, że nie istnieją. Tam, gdzie mieszkają, to nie jest raj na ziemi. Przeciwnie, to często miejsca, grożące utratą zdrowia czy życia i czegoś być może najbardziej wartościowego – własnej tożsamości.
Ci (albo to), którzy odmawiają Widzialnym/Niewidzialnym prawa do godnego życia, zamykają ich w „gettach” stereotypów i uprzedzeń, są ich wrogami. Z wrogami zwykło się walczyć. I oni tę walkę podjęli. Poprzez sztukę – taniec, teatr, muzykę i śpiew. Przyjechali do Wrocławia, żeby pokazać, jak to robią. Empatyczni. Otwarci. Odważni.
Kiedy breakdance przywraca sens życia...
...wiedzą najlepiej ILL-Abilities – międzynarodowa grupa tancerzy, której przewodzi Kanadyjczyk Luka „Lazylegz” (Leniwe Nogi) Patuelli. Ci dotknięci różnymi niepełnosprawnościami młodzi ludzie są żywym i bardzo energetycznym dowodem siły woli, determinacji i przekonania, że największe bariery rodzą się w głowie. Jeśli umysł ich nie poprzewraca, nawet najzdrowsze ciało nie wyjdzie z kryzysu.
Luca „Lazylegz” właściwie nie ma nóg, a one to przecież główne „narzędzie” tancerzy breakdance. To, co wyczynia jednak w rytm muzyki ze swoim ciałem, podpierając się tylko ortopedycznymi kulami, pokazuje, że temu człowiekowi nogi nie są w zasadzie potrzebne. Do tańca.
Niezwykła ekipa tancerzy „Bez wymówek. Bez ograniczeń” (to hasło towarzyszące ich życiu i sztuce) – ludzi z protezami nóg, bez palców, z wrodzoną głuchotą – stanęła odważnie do breakdace'owej bitwy z polskimi tancerzami. Wszyscy wygrali. Poległo natomiast kolejne tabu.
Paradoksalnie, to dzięki swoim fizycznym wadom, b-boye z ILL-Abilities zdobyli rozgłos na całym świecie. Czy byliby równie zdeterminowani, odważni i twórczy, gdyby nie mieli żadnych ograniczeń?
Muxe – kolorowy jak ptak...
...ale nie jak taki, dla którego Meksykanin Lucas Avendaño zagrał swoje performerskie „Requiem dla alcaravan”.
Alcaravan jest bowiem raczej niepozornym, szarym skrzydlatym stworzeniem, za to dźwięki, które z siebie wydaje, są na tyle niezwykłe, że stały się inspiracją meksykańskich tańców ludowych. Avendaño uwodził zaś widzów perfekcyjnie odszytymi i niezwykle barwnymi strojami z regionu Oaxaca. Tam żyją Indianie z plemienia Zapoteków. To miejsce pochodzenia Lucasa Avendaño.
Zaskakujący artysta opowiedział historię swojej trzeciej płci (muxe, w której mieszczą się zarówno homoseksualizm, jak i transseksualizm) w kontekście miejscowych, zapoteckich rytuałów – zaślubin, pożegnania z ukochaną osobą czy żałoby po śmierci bliskich.
Transpłciowy Avendaño wymyślił sobie przedstawienie z czytelnym, autobiograficznym kontekstem i ciekawą formą, w tempie narzuconym sugestywną muzyką meksykańskich trąbek. Widzowie nie wzbraniali się przed wejściem w narzuconą przez Avendaño konwencję współuczestniczenia w jego autorskim misterium. Pomogli mu, bardzo udanie zresztą, przejść kolejne sekwencje godzinnej opowieści człowieka uwięzionego między dwiema, bardzo odmiennymi, płciami.
Krótka rozprawa z nieuleczalną chorobą
Tu znów podziw – dla umiejętności, mowy ciała, artystycznej wypowiedzi. Alessandro Schiattarella nie jest amatorem w swojej dziedzinie. To w pełni świadomy artysta o korzeniach włosko-szwajcarskich, uczeń szkoły Béjarta, choreograf, tancerz m.in. Ballet du Grand Theatre. W takich miejscach ciało – nienaganne i perfekcyjne – jest bazą do pracy, podstawą tworzonej sztuki. A Schiattarella w zasadzie nie spełnia tych warunków. Jako nastolatek zachorował bowiem na miopatię (odmiana stwardnienia rozsianego bocznego, miopatia), w wyniku której siła i sprawność jego rąk powoli się osłabiają. Siła woli i ogromy wysiłek doprowadziły go jednak do elitarnego grona w pełni sprawnych artystów.
Na festiwalu pokazał się w dwóch krótkich odsłonach. W 20-minutowej solówce „Altrove” (Gdzieś) artysta jest jak jaszczurka, która zastyga w bezruchu. Wystawiony na światło i otwartą przestrzeń ściany, zdaje się szukać bezpiecznego azylu przed oczami i oceną innych ludzi, a może nawet atakiem z ich strony. Tak tancerz konfrontuje się ze swoją odmiennością w świecie „doskonałych” artystów.
Potem w dłuższym pokazie „Powiedz, gdzie to jest” (Tell me where it is), niejako kontynuacji pierwszej odsłony, Schiattarella-artysta już „nie wstydzi się” choroby, podejmuje decyzję o wyjściu z ukrycia.
Teraz, na poły profesjonalny tancerz, na poły człowiek z nieuleczalnym schorzeniem, świadomy, że nie może ani porzucić swojej pasji, ani rozstać się z chorobą, szuka czegoś pomiędzy. Innej ekspresji, innego ruchu, innej artystycznej wymowy. Stając prawie nago przed nieznanym sobie widzem – z jednej strony onieśmiela, z drugiej budzi szczery szacunek.
Stopy mają całe, nóg nie połamali, a widzowie chcieli bisów
„Społeczeństwo wierzy, że albinosi nie nadają się do pracy. Nawet podczas naszych występów ludzie komentują: Hej, zaraz popękają im stopy, połamią sobie nogi! Ale kiedy nic takiego się nie dzieje, zdają sobie sprawę, że się mylili. Nasza grupa ma w nazwie rewolucję, ponieważ naszym celem jest powszechna zmiana podejścia do albinosów w Tanzanii” – to można wyczytać z programu Brave Festival o wydarzeniu, w którym, tak się wydaje, wrocławscy widzowie uczestniczyli po raz pierwszy w życiu.
Po raz pierwszy w życiu również ARCT, czyli Albino Revolution Cultural Troupe, opuścili swoją Tanzanię i kontynent, żeby w tak dalekim i egzotycznym dla siebie kraju, jak Polska, opowiedzieć historię afrykańskich albinosów. Odrzucanych i dyskryminowanych przez swoich rodaków, którzy dotkniętych albinizmem Aftykańczyków uważają za źródło wszelkiego zła.
Albinosi w Tanzanii żyją właściwie w ciągłym strachu przed okaleczeniem i śmiercią. Ktoś niespełna rozumu orzekł bowiem, że ciało albinosów ma magiczną moc, i dlatego fragmenty ich pozbawionej barwnika skóry, nóg, rąk, genitalia czy krew, należy traktować jak niezwykłe amulety. Inni zaś niespełna rozumu ludzie kupują je od odrażających handlarzy.
ARCT, 10-osobowa grupa, z której osiem osób choruje na bielactwo, o swoim dramatycznym losie opowiedziała i zaśpiewała z towarzyszeniem tanzańskich bębnów kinganga, djembe i ngoma. Regionalne pieśni i autorskie kompozycje traktowały też o szacunku do przyrody i konieczności jej ochrony, o plemiennej inicjacji przyszłych małżonków, o poszanowaniu tradycji i ludzi.
Za taniec, akrobacje, szaloną grę na instrumentach, kolorowe kostiumy, ale i wielką radość, z którą chcieli się dzielić, Tanzańczycy dostali długą owację na stojąco. Potem przekroczyli teatralną rampę i przybijali sobie piątki z widzami. Tak działa artystyczna terapia.
Pacha mama jest tylko jedna – śpiewają, by ją chronić
Kto wie, czy ten wieczór na Brave Festiwal nie zostanie zapamiętany najbardziej. Na scenie czterech farmerów z kolumbijskiej wioski, skazanej na wyludnienie i ekologiczną zagładę na skutek działalności koncernów produkujących olej palmowy.
Jako Los Paveros stanęli przed publicznością w prywatnych ubraniach, z jedną gitarą i dwoma sugestywnymi rekwizytami – kosą i kamizelką kuloodporną. W tle – fragment filmu, pokazujący, kim są na co dzień, dlaczego odebrano im spokojne kiedyś i wystarczająco dostanie życie, i jak pokojowo postanowili przeciwstawić się przemocy. Ekonomicznej i fizycznej.
Podobne rzeczy mówią już ze sceny, do mikrofonu, który drży w ręce, ale wypowiadane słowa są nośne. Tak jak pieśni, które sami napisali, a teraz wykorzystują jako oręż w bezkrwawej walce o godność, przyszłość, o swoją pacha mama (matkę ziemię).
„Opowiem ci pewną historię” to był niezwykły, ascetyczny wręcz w formie, koncert na cztery głosy, odegrany w imieniu wszystkich Kolumbijczyków o spracowanych dłoniach, ale nieugiętych karkach. Los Paveros, skonfrontowani z potęgą ziemskich posiadaczy i bezzwględnych koncernów – wielokrotnie przesiedlani, zastraszani, brutalnie traktowani, ale zjednoczeni poprzez sztukę. Właśnie to nam pokazali.
Co jeszcze jest do zobaczenia na festiwalu
Piątek, sobota [20-21 lipca] Głowne punkty piątkowego i sobotniego programu na piątek to występy duetu - francuskiej tancerki i choreografki Mélanie Lomoff z nietuzinkową Hinduską Ramą Vaidyanathan oraz kongijskiego muzyka Menesa la Plume. Mélanie Lomoff i Rama Vaidyanathan wystąpią w Imparcie (godz. 18.00) w scenicznej konfrontacji łamiącej sztywne granice tanecznych konwencji. Francuska tancerka połączy pozornie niepasujące do siebie elementy baletu klasycznego i tańca współczesnego. Z kolei Hinduska oczaruje mimiką, gestami i strojem w klasycznym tańcu bharatanatjam z Indii. Menes la Plume - poeta i hiphopowy muzyk z Konga - w Arsenale Miejskim (godz. 21.00) zagra z muzykami z Malawi. Koncert będzie opowieścią o stracie, trwaniu w marazmie, bezdomności i oczekiwaniu na powtórną szansę. Menes la Plume wystąpi na Brave Festival także w sobotę (godz. 21.00). Niedziela [22 lipca]
Wielki finał Brave Festival 2018. Bilety na koncert w Teatrze Capitol są już niestety wyprzedane, ale tego dnia można spotkać się z głównymi aktorami finału w podwórku Capitolu (godz. 17.00). Spotkanie z artystami z kenijskiej grupy Ghetto Classics w towarzystwie Radzimira Dębskiego (JIMEK) jest bezpłatne.
Za mały finał tegorocznej edycji można uznać występ słynnej teatralnej grupy Mashirika z Kigali, która w Imparcie opowie o terapeutycznej mocy sztuki w spektaklu „Nadzieja Afryki”, opartym na relacjach świadków ludobójstwa w Rwandzie (godz. 18.30). Grupa wystąpi w Imparcie także dzień wcześniej – w sobotę (godz. 18.00).
W międzyczasie trwają spotkania z artystami w ramach programu Brave Meetings, a do soboty w DCF-ie można oglądać filmy wybrane do repertuaru przeglądu Brave: Forbidden Cinema. Wśród nich „Ptaki śpiewają w Kigali” (reż. Joanna Kos-Krauze) z aktorką Eliane Umuhire z grupy teatralnej Mashirika.
Wydarzeniem towarzyszącym są też czytania książek w ramach Brave Contexts.
Zobacz pełny harmonogram festiwalu
Bilety w sprzedaży
Bilety na wydarzenia Brave Festival 2018 są dostępne w punktach sprzedaży Eventim, online, w Centrum Festiwalowym w Barbarze (przy ul. Świdnickiej) oraz dodatkowo, w przypadku przeglądu filmowego, również w kasach Dolnośląskiego Centrum Filmowego.
Przypominamy, że cały dochód ze sprzedaży biletów na Brave Festival, od pierwszej edycji, jest przekazywany międzynarodowej organizacji charytatywnej ROKPA, niosącej pomoc ubogim i osieroconym dzieciom w Tybecie.
Zdjęcia: Mateusz Bral