Spektakl rozpoczyna scena, w której prezydent Polski wzywa: „Do hymnu”. Ze sceny brzmi Mazurek Dąbrowskiego, a widownię przykrywa sektorówka, jak na stadionach, w biało-czerwonym kolorze. Niektórzy widzowie dają się porwać konwencji i stają na baczność przyłączając się do wspólnego śpiewania. Gorzej, że za moment pojawiają się barany – twórcy drwią z tych, którzy bez namysłu przyłączyli się do stada.
Symbole narodowe, hymn, patriotyczne wierszyki, dwóch wieszczów (Mickiewicz i Słowacki), a nawet brzozy smoleńskie to za dużo, by zabrać, nawet posługując się groteską, głos w dyskusji o Polsce. To raczej pokaz tego co teraz i tutaj – trochę przerażający, trochę zabawny, ale w gruncie rzeczy niewywołujący emocji, czy sporów. Malina Prześluga pisze o tym, co znamy i o czym wiemy. Jest tu Kowalska (przekonująca Ewelina Paszke-Lowitzsch), która wierzy w spiski, zamachy, jest marionetkowy prezydent (Piotr Łukaszczyk), którym kieruje Garnitur (Tadeusz Ratuszniak), Ptasie Radio, kreujące rzeczywistość (Maria Kania i Dominika Majewska).
Oglądamy przeciętnego Polaka – Bardzo charakterystycznego człowieka gra świetny Krzysztof Boczkowski, w Orzełka, który „patrzy w bok” wciela się Zdzisław Kuźniar, a nierozgarniętego Bocianka o dobrym sercu odgrywa Tomasz Orpiński. Wyjątkowo dobrze na scenie odnajduje się Ernest Lisowski w roli Dziecka. Bohaterowie mieszkają w toaletach typu toi-toi – identycznych i równie beznadziejnych.
Rzecz jest o tym, że w czasie ważnego wydarzenia jakiś ptak narobił na Garnitur prezydenta. Zrobiła się z tego afera na całą Polskę, padają oskarżenia o zamach, Polska się dzieli, wybucha wojna. Białe guano ma niszczycielską moc, bo nie tylko brudzi, ale też jest śmiercionośne. Zabija bohaterów w jednej z ostatnich scen.
Gdy już paranoja narodowa sięgnie zenitu zaczyna brakować języka, który opisałby to, co się dzieje. Postaci zaczynają porozumiewać się porwanymi, fragmentarycznymi słowami. Po scenie wędruje zdruzgotana Pani Słowikowa (Jolanta Solarz) rozlepiająca zdjęcia zaginionego męża. Kim jest Słowik, dlaczego zaginał? Czy to on stoi za zamachem na Garnitur prezydenta?
Spektakl skrzy się pomysłami, ale reżyser ich nie rozwija, nie szuka odniesień do współczesnych wydarzeń, wychodząc z założenia, że nie ma to sensu. Rzeczywistość znamy wszyscy. Trochę szkoda, że nie zajmuje żadnego stanowiska, że nie prowokuje do dyskusji. Sama groteska to za mało, Cezary Iber zrobił spektakl, który nie budzi emocji. A przecież naród, który wiesza na ścianach Matkę Boską Częstochowską i Roberta Lewandowskiego nie jest zobojętniałą masą. Wyrecytowany na końiec przez Dziecko „Katechizm małego Polaka” pozostaje jednak bez echa.
„Garnitur prezydenta”, tekst Malina Prześluga, reżyseria Cezary Iber. Premiera we Wrocławskim Teatrze Współczesnym 5 marca.

Garnitur Prezydenta
Dramat / ESK / Teatr Wrocławski Teatr Współczesny im. Edmunda Wiercińskiego